Dzień dobry, Pani Profesor! Na początku chcielibyśmy zapytać, jak do tej pory mija Pani ten rok szkolny?
Bardzo pracowicie i zarazem szybko. Mam wrażenie, że im dłużej pracuję, tym więcej muszę włożyć w to wszystko pracy, myślę, że więcej niż kilkanaście lat temu
Jak wyglądały początki Pani pracy jako nauczycielki?
Po studiach zostałam od razu zatrudniona w I LO i tak raczkowałam, doszkalałam się, szlifowałam swoje metody aż do dnia dzisiejszego. Tak naprawdę całe moje życie zawodowe związane jest wyłącznie z I LO. Również chodziłam tu do szkoły, uczęszczałam do klasy biologiczno-chemicznej. Tak więc moje życie, z pięcioletnią przerwą na studia, jest związane z tą szkołą.
A co Pani najbardziej lubi w swojej pracy? Co daje Pani największą satysfakcję?
Myślę, że wdzięczność ucznia. Jeśli widzę, że to, co robię, ma sens i mam odbiorców, że nie mówię „do ściany” i to właśnie przekłada się na moją radość, a także na wyniki maturalne. A kiedy potem przychodzą i chwalą się, że dostali się na wymarzone studia, to naprawdę daje mi dużo radości i pokazuje, że to, co robię, ma sens.
Jakie cechy ceni Pani w innych ludziach, szczególnie w uczniach?
Cenię uczciwość, prawdomówność, ale też kreatywność. Szczególnie doceniam właśnie kreatywność moich uczniów. Z kolei nienawidzę oszustwa i krętactwa.
A czy te negatywne cechy są coraz bardziej widoczne z biegiem lat, czy jednak nie jest aż tak źle?
Szczerze?! Niestety coraz częściej. Myślę, że wynika to przede wszystkim z przyzwolenia – coraz większa liczba uczniów kombinuje i ściąga na sprawdzianach, a trudno z tym walczyć.
W takim razie jakie minusy widzi Pani w swojej pracy?
Minusem, który dostrzega m.in. moja rodzina, jest to, że w ciągu roku szkolnego tak naprawdę mnie nie ma. Prawda jest taka, że od rana do późnej nocy pracuję i pomimo 32 lat doświadczenia ja cały czas się przygotowuję, szukam nowych zadań dla uczniów, myślę o tym, co im opowiem. W dużej mierze taka praca odbija się na rodzinie i na czasie, który z nimi spędzam, ale rekompensatą za to są wakacje. Biologia to dziedzina nauki, która się dynamicznie rozwija. Wymusza to nieustanne pogłębianie wiedzy, żeby móc to wszystko przenieść na poziom szkolny, a to z kolei absorbuje dużo czasu. Jeśli chodzi o pracę z młodzieżą, to bardzo przeszkadza mi hałas, a czasem naprawdę trudno o względny spokój w klasie. Gdy wracam do domu, pierwsze co robię, to wyłączam absolutnie wszystko, bo hałas mnie drażni. Myślę, że to jest minus tej pracy – ogromna liczba bodźców.
A jakie są zalety tego zawodu?
Chyba to, że czerpiemy z młodych osób trochę tej witalności, młodości. Gdy się spotykamy z fajnymi ludźmi, to naprawdę zarażają nas swoim optymizmem. Nawet w społeczeństwie mówi się, że nauczyciel jest często młodszy niż jego rówieśnik właśnie dzięki pracy z uczniami.
Gdyby miała Pani możliwość uczenia innego przedmiotu, to jaki by Pani wybrała?
Chemię! Chemia jest mi bardzo bliska. W dodatku zrobiłam studia podyplomowe z chemii, co pomaga mi w uczeniu klas medycznych, bo łatwiej analizuję pewne procesy. Zresztą chemię zawsze kochałam.
A gdyby nie szkoła, to czym by się Pani zajmowała? Czy miała pani jakiś „plan B”?
Zawsze marzyłam o medycynie, mam duszę lekarza. W domu jestem takim lekarzem rodzinnym. To jest moje niespełnione marzenie, ale rekompensatą za to jest przygotowanie uczniów na studia medyczne.
Czy miała Pani taki przedmiot w szkole, którego nie lubiła?
Były takie dwa przedmioty. Nienawidziłam historii i plastyki. Do tej pory nie umiem rysować, nigdy nie lubiłam plastyki ze względu na to, że jestem leworęczna, a za moich czasów dzieci na siłę były przestawiane na rękę prawą. Pamiętam sytuację, gdy rysowałam w pokoju, a moja mama, która również była nauczycielką, przychodziła i bardzo mnie prosiła, abym zaczęła rysować prawą ręką. A dlaczego nie lubiłam historii? Chyba dlatego, że nigdy nie była w kręgu moich zainteresowań. Ja zawsze byłam bardziej ścisłowcem i te humanistyczne przedmioty po prostu nie były moją bajką.
A jakie jest Pani najlepsze wspomnienie z okresu dzieciństwa?
Bardzo dobrze wspominam wiśniobranie u moich dziadków. Mieli oni sady wiśniowe i rokrocznie cała rodzina zjeżdżała się do nich i mimo że to nie była łatwa praca, to było naprawdę super, bo mogliśmy spędzać razem czas.
A jakie ma Pani pasje, hobby?
Gram na pianinie, bo chodziłam do szkoły muzycznej przez 8 lat, więc coś mi z tego pozostało. Lubię też podróże z rodziną, ze swoim partnerem. Najczęściej w góry – uwielbiamy górskie wędrówki. Mam też dwóch małych wnuków i na pewno chciałabym poświęcać im więcej czasu
Czy chciałaby Pani przekazać nam jakąś „lekcję życiową”?
W życiu nic nie dzieje się bez powodu i wszystko jest po coś. Cała sztuka polega na tym, by mimo gorszych momentów umieć wyjść z nich obronną ręką. Nie wolno rezygnować z marzeń!.
Dziękujemy pani bardzo za rozmowę!
Wywiad przeprowadzili uczniowie kl. 4b o profilu dziennikarskim: Kamil Leonczuk, Antoni Ciesielski