
Dzień dobry, Pani Dyrektor, z góry dziękujemy za znalezienie chwili dla nas. Wiemy, że ma Pani dużo obowiązków. Jak Pani się czuje? Jak mija Pani początek roku szkolnego, bo już ponad miesiąc za nami?
Niezmiennie jest to niesamowite wyróżnienie dla mnie i satysfakcja, która dodaje skrzydeł do pracy. Stanowisko, które objęłam, to nie był przypadek, więc oprócz tego, że czuję, iż zdobyłam już kompetencje, które pozwalają mi zarządzać placówką, to czuję też, że sprawia mi to niezwykłą przyjemność. Opieka nad uczniami, ale też organizowanie pracy nauczycieli to jest właśnie to, co lubię robić. W związku z tym jestem bardzo zadowolona z rozpoczęcia roku szkolnego.
Jak to się stało, że postanowiła Pani zostać nauczycielem?
Przyznaję się – to był zupełny przypadek! Jako osoba w waszym wieku nie miałam zielonego pojęcia o tym, co chcę robić w życiu. Wiedziałam, co lubię, a nauka języka angielskiego sprawiała mi wiele przyjemności. W tym czułam się komfortowo i chciałam poszerzać wiedzę na temat języka i literatury. To, że znalazłam się na studiach (na filologii angielskiej), które dawały też uprawnienia nauczycielskie, to był sheer luck, zupełny przypadek.
Jaką uczelnię Pani wybrała? Czy wybór był trudny?
Pochodzę z pokolenia, które musiało mocno walczyć o miejsce na studiach. Marzyłam o Warszawie, ale progi punktowe były naprawdę wysokie. Toruń był moim planem B, ale dojazd stamtąd był wtedy koszmarny, więc szybko z tej opcji zrezygnowałam
Znalazłam się w Koninie tak naprawdę ze względu na to, że dzięki temu moja rodzina miała mniejsze obciążenia finansowe, ponieważ pierwsze dwa lata mieszkałam w domu rodziców. Konin też pozwalał mi być w stałym kontakcie z moim chłopakiem i tak było, nie wstydzę się tego zupełnie! Chłopak ten okazał się moim partnerem życiowym – jesteśmy małżeństwem, mamy dwójkę dzieci, ale wiem, że nie zawsze tak się toczą rzeczy i nie radzę nikomu podejmowania decyzji ze względu na chłopaka czy dziewczynę, ale tutaj, w moim wypadku, to był też ważny argument. Ponadto uczelnia konińska dawała dodatkowe kwalifikacje
w zakresie bycia nauczycielem, bo to była uczelnia zawodowa (do tej pory tak jest). Miałam praktyki w szkole oraz okazało się, że mogę już zarabiać, bo na trzecim roku również pracowałam w szkołach prywatnych. Rodzice w ogóle nie musieli mnie utrzymywać, a ja byłam już w stanie wynająć mieszkanie. Studenckie życie miało miejsce później, wiązało się z wyborem kształcenia w zakresie magisterium i wybrałam UAM w Poznaniu, ale na studiach zaocznych, żeby móc cały czas pracować, bo ja wtedy pracowałam już na pełen etat w szkole. Najcenniejsze było to, że my w Koninie mieliśmy dokładnie tych samych wykładowców, co studenci w Poznaniu.
Jak wyglądały początki Pani kariery nauczycielskiej?
Zaczynałam w małej szkole podstawowej na wsi. Oprócz tego, że musiałam zmierzyć się z podstawą programową oraz z tym, że pracuję z dziećmi, to problemem jeszcze były dojazdy, zwłaszcza zimą, przez zaspy. Jeżeli chodzi o pracę w tej szkole, to wiedziałam na pewno, że nigdy nie będę chciała pracować w przedszkolu oraz w klasach 1-3. Hałas, dzieci, które cały czas miały jakieś pytania zupełnie niezwiązane z przedmiotem, dlatego jak najszybciej starałam się znaleźć coś, co będzie dla mnie lepszym rozwiązaniem, a mianowicie liceum, bo ja lubię komunikować się z ludźmi i lubię, jak ludzie umieją już nazwać swoje potrzeby. Liceum okazało się fantastycznym wyborem. Po prostu, gdy tutaj przyszłam, to od razu wiedziałam, że to jest to, co ja lubię. Mogłam z młodzieżą złapać kontakt, porozmawiać. Doświadczyłam też syndromu początkującego nauczyciela, który nie wie jeszcze, na ile może być z klasą w stosunkach bardziej przyjacielskich, a na ile ma być tą tzw. kosą. Dzięki mojemu wcześniejszemu doświadczeniu
było mi łatwiej, bo już wiedziałam, jak wygląda prowadzenie lekcji.
Pamiętam jak dziś moją pierwszą lekcję w sali 143. Trzecia klasa, komputery… Chaos! Czułam, że muszę szybko coś z tym zrobić. Potrzebowałam poczuć, że mam sytuację pod kontrolą. Nie tracąc głowy, wydałam serię szybkich poleceń i atmosfera była niezwykle formalna. Ale mimo tych nerwów, już po miesiącu byłam zakochana w tej pracy. Z każdą klasą miałam świetny kontakt.
Jaką Pani skończyła szkołę średnią?
Jestem powracającą absolwentką. Skończyłam naszą szkołę, a pięć lat po maturze, którą zdawałam w murach I Liceum, wróciłam do niej jako nauczycielka. Miałam już pewne doświadczenie zawodowe – zaczęłam pracować na trzecim roku studiów. Byłam wtedy bardzo młoda, co sprawiało, że część nauczycieli wciąż traktowała mnie jak uczennicę, podczas gdy inni nawiązywali ze mną bardziej koleżeńskie relacje.
Wyobraźcie sobie, że pan Grzegorz Szopa, który uczył mnie przez cztery lata, najpierw był moim nauczycielem, później stał się moim kolegą z pracy, a teraz jest moim podwładnym, bo pełnię funkcję dyrektora. Nasza znajomość jest wielowymiarowa – z jednej strony wychowywał mnie jako uczennicę, później był dla mnie wzorem jako kolega i nauczyciel, a teraz stanowi dla mnie głos doradczy w pracy. Jako językowiec bardzo inspirowałam się jego metodami nauczania, które podziwiałam już jako uczennica.
Ta szkoła to dla mnie coś więcej niż miejsce pracy. Wychowywałam się tutaj, a później przez ponad dziesięć lat współtworzyłam zespół nauczycieli. Dopiero po tym czasie objęłam funkcję kierowniczą, co było dla mnie niezwykłym doświadczeniem. Doskonale znam wszystkie aspekty pracy w tej szkole, co pozwoliło mi odnaleźć się w roli dyrektora.
Pamiętam też momenty, które szczególnie zapadły mi w pamięć – na przykład, kiedy przeszłam na „ty” z profesorem Gmerkiem, czy kiedy moja wychowawczyni, pani Hanna Nowak, dzieliła się ze mną swoimi radami, gdy byłam początkującą nauczycielką. Te relacje, które łączą różne etapy życia, są dla mnie niesamowicie cenne i wyjątkowe.
Zastanawiała się Pani kiedyś, co gdyby nie praca nauczyciela?
Pierwszym moim zawodem, nad którym się zastanawiałam, była praca kierowcy tira. W liceum miałam takie marzenie, bo chciałam podróżować i w ten sposób zarabiać. Później moje zmagania z uzyskaniem prawa jazdy na samochód osobowy zweryfikowały moje zdolności w tym temacie, ponieważ dopiero za trzecim razem zdałam prawo jazdy. To było stresujące chyba bardziej niż matura, więc karierę kierowcy już porzuciłam.
Następnie życie tak się potoczyło, że możliwość szybkiego zarobkowania zmotywowała mnie do wyboru tego zawodu i w tym zawodzie zostałam, ale gdybym miała teraz znaleźć sobie inną pracę, to bardzo chętnie podjęłabym nowe wyzwania. Myślę, że rola menedżera zarządzającego zespołem, na przykład w korporacji jako kierownik zespołu czy rekrutacji, idealnie by mi odpowiadała. Praca z ludźmi sprawia mi ogromną satysfakcję, dlatego sądzę, że świetnie odnalazłabym się w roli osoby zarządzającej zespołem w określonym obszarze, również w środowisku korporacyjnym.
Co najbardziej lubi Pani w swojej w swojej pracy?
Lubię takie momenty, gdy wracają do nas absolwenci i mówią, że szkoła dużo wniosła w ich życie – to, jak pokierowaliśmy ich tutaj lub znajomość z naszymi nauczycielami pozwoliła im dokonać dobrych wyborów albo zdobyli umiejętności, które przydały im się w przyszłości. Lubię bardzo uroczystości, gdy możemy wręczać wypracowane w pocie czoła świadectwa, też te z czerwonymi paskami – jestem wtedy niezwykle dumna. Lubię też takie momenty, gdy nasz sztandar jest obecny np. na uroczystościach miejskich. Przepełnia mnie poczucie dumy z tego, że mamy młodzież, która nas tam reprezentuje. Uczniowie są po prostu genialni – to jest najlepsze w tej pracy (jestem trochę takim wampirem energetycznym, chyba karmię się energia młodości). Druga rzecz to współpraca z rodzicami, z którymi znajdujemy wspólne rozwiązania, bo pojawia się coraz więcej problemów psychologiczno -pedagogicznych, coraz więcej młodych ludzi cierpi na różne choroby, które utrudniają codzienne funkcjonowanie. Gdy możemy z rodzicami obrać odpowiednią ścieżkę działania i gdy widzę, że dziecko się rozwija i np. terapia przynosi skutki – to też jest niezmierne szczęście i takie poczucie sprawczości, że my mamy na coś wpływ, że naprawdę tu i teraz widzimy, że sytuacja odmienia się na lepsze. Bardzo dużo przyjemności sprawia mi również praca z nauczycielami, którzy są niezwykle mądrymi osobami i cały czas uczą mnie i przekazują tyle fantastycznych spostrzeżeń, które pomagają ulepszyć szkołę, usprawnić naszą pracę. To niezwykle cenne.
Czy w szkole podstawowej lub w szkole średniej był przedmiot, za którym Pani nie przepadała?
Był to przedmiot o nazwie „muzyka”. Niestety, kompletnie brak mi słuchu muzycznego, a zajęcia wymagały od nas gry na flecie i śpiewania, co było dla mnie nie do przejścia. Skupiałam się więc głównie na części teoretycznej i pilnie prowadziłam wszystkie notatki, bo w żaden sposób nie mogłam nadrobić braków śpiewem ani grą na instrumencie. Najgorsze były momenty, gdy musieliśmy śpiewać na głos – to było dla mnie prawdziwe wyzwanie. Na szczęście ten etap mam już za sobą!
Ostatnim pytaniem już odejdziemy od szkoły – jakie ma Pani pasje?
To przede wszystkim turystyka. Uwielbiam podróżować. Najbardziej lubię takie wyjazdy, które wiążą się z obcowaniem z przyrodą, czyli wycieczki w terenie. Góry to jest moja miłość. Nie wyobrażam sobie urlopu wakacyjnego bez co najmniej tygodnia w górach. Ostatnio przekonałam się również do wycieczek nadmorskich i tutaj lubię uprawiać kolarstwo. Na polskim wybrzeżu jest Velo Baltica, czyli ścieżka rowerowa wzdłuż morza. Bardzo polecam, bo leżenie na plaży nie jest tym, co mnie najbardziej cieszy. Aktywne spędzanie czasu i takie wyjazdy z rowerem nad morze to dla mnie najlepszy relaks.
Moją pasją oprócz nauczania i nauczanych przedmiotów są również nowe technologie i niezwykle dużo przyjemności sprawia mi pracowanie np. z arkuszami excelowskimi albo w Canvie, którą odkryłam ostatnio i jestem nią oczarowana. Mogłabym godzinami siedzieć przed komputerem i wypełniać takie dokumenty.
Bardzo dziękujemy Pani za wywiad. Życzymy pogodnego dnia i satysfakcji z pracy, a także wycieczek w góry i nie tylko!